Przyszedł, cały w kwiatach i soczystej zieleni

Taka błoga bezmyślność, zaleganie
w zieleni, i spacery, czas na wczasowiska i uzdrowiska.
Czas na kupowanie na straganach i w sklepikach rzeczy niepotrzebnych ,
choć uwodzicielskich :) Ucieczka od miejskiej rutyny, schematów i ciągłego myślenia.
Powrót coroczny do głębokiego oddechu,
kiedy burze brzęczały dokoła , wiatr wyginał młode drzewa , tylko sosny dumne i strzeliste
bujały szumnie swoimi igłami . Słońce palące i kolorowe parasole.
Które to już lato ? oj...lepiej nie liczyć, bo się człowiek zdolinuje :)
Lato - dostawca zapachów i dotyków, my w ciągłej gonitwie za słońcem ,
bo
każdy dzień na wagę błyszczącego złota . Wiemy o tym , wszystkiego sie chce, i wszystko
wydaje sie możliwe, taką siłę ma ta kula ognia.
Ona Lucyna, też to czuła, wystawiała się na słońce , i topniała. Na co dzień, to była zimna
kobieta,
nieprzytulna, i trzymała dystans. Powodem najpewniej niedawna śmierć w rodzinie .
kiedy spadł z 10 pietra jej bratanek. Na pare
sekund wstrzymała go rozwieszona na balkonie linka do suszenia prania. Potem runął.
Taki piękny, młody, ułożony i taktowny ,jeszcze nie poznał życia, dopiero co skończył lat 18.
Nie pił, nie palił.
Jej mała rodzina jeszcze straciła ukochane , ale chyba niechciane dziecko. Jego rodzice
rozwiedli sie, ona wróciła do starej, pierwszej miłości, i urodziła córkę,
więc nie było już miejsca dla syna.
Ten miotał sie więc trochę pomiędzy, bo sąd przyznał opiekę matce, a ojciec , czyli brat
Lucyny, mieszkał nadal z matką, babcią , już wdową.
Kiedy ta umarła po paru latach, już nie miał oparcia w nikim, bo Lucyna założyła rodzinę,
i mieszkała na drugim końcu miasta.
Brat, kierowca tira, brał długie trasy, Papierosy, radio, depresja i zmęczenie zabijały ból
i wspomnienia, potem dość przypadkowo ożenił się z inną..
A przed paroma laty była jeszcze ta dobra synowa, pogodna i czysta. Latem pod jabłonią
w ogródku piły sobie kawę.
Pranie sie suszyło , i pachniały czerwone, pnące róże. Dzieci bawiły się tuż, na trawie,
i chrupały rumiane jabłka .
Wszystko się zmieniło, i wszyscy czuli się winni .
Synowa nie poradziła sobie, trafiła do szpitala dla psychicznie chorych w Gnieźnie.
Rok leczono ją z depresji i psychicznego letargu .Rozdarcie wewnętrzne brata było
porażające,. Jedyne dziecko, syn...Pewnie to, 3 lata później to obudziło w nim raka płuc,
i skróciło
mu życie w cierpieniu. Ona, bratowa już nie wróciła do formy, jest jak roślinka,
ale kontaktuje , chyba została już babcią, a Lucyna nadal nie szuka z nią kontaktu.
Swojego życia też nie lubi, bo jest jakieś tragiczne i pechowe , i kiedy podejmuje próbę
skoku w górę, wychodzi ze skóry, i jest na szczycie, spada jak w złym śnie, i jest w punkcie
zerowym.
Mówią, że to przeznaczenie. Maż ,dziecko, praca wszystko wydaje się jej nie być takie jak
trzeba, a jak trzeba żyć , to ona sama nie wie, bo nie planowała sobie życia.
Nie widzi w perspektywie nic dla siebie. Chyba polecę z nią na Majorkę,
jeśli tylko nie boi się latać. . Słońce nas naprawi.
cdn wszelkie prawa zastrzeżone.