
Lipiec potrafi przypiec, a człowiek się bezwiednie miota, bez zegarka, bez obowiązku, i bez zobowiązań, jak górski potok po kamykach. Na krótką mete , to jest cudowne, bo wielu nie wie czy jeszcze tego chce, czy już nie. To tak przyjemnie dzielić sobie rok na pół, gorącym słońcem , i pękami kwiecia polnego . Ja też siedziałam sobie w zielonej ciszy wiejskiego powietrza, w zachodniopomorskim, gdzie
powietrze przeźroczyste, na jeziorze łabędzie, i zachwycająco krzyczące żurawie. Nie ma już starej drogi z misternie poukładanych polnych kamieni, jest czarna nitka asfaltu , ale fioletowe śliwki nadal kuszą, swobodą , i niezależnością, że chce się je znowu garściami zrywać, jak w snach i wspomnieniach. Gdzie nie gdzie jeszcze georginie, i ciągle jeszcze pachnie tatarakiem, a żwawe jaskółki krążą radośnie. Burze tu widowiskowe bardzo, i deszczu nawałnice w moim guście, a kiedy poranną mgiełką czarodziejski krąg zamyka sierpień, pierwsze nitki dziergają pająki . Mało tu kotów, mało psów, no i koni brak, i krów. Wieczory już nie pachną mlekiem, i brak zapachu końskiego potu. Na drogach wielkie traktory, spryskiwacze , koparki, i szeroko ramienne kosiarki, i nie wiem co tam jeszcze potrafią robić te kolosy. Sierpień ma swoje wymogi, z tym, że kiedyś to były snopki i wykopki .
Dziś wielkie opony wywołują tu podziw....a ludzie? Nadal są podejrzliwi i plotkujący. Starszych niewielu , i już spokojni, a spadkobierców, czyli młodych, wywiało do większych miast. Dzieci maj już wykształcone , albo jeszcze się tam kształcą , a wakacje na wsi jeszcze są dla nich atrakcją. Trwają remonty starych, poniemieckich domów zbudowanych z dużych kamieni, już pokryte nowymi dachówkami. Tylko stare obory , stajnie i kurniki stoją jeszcze w bujnych krzewach w ruinie. Spokój i powietrze krystaliczne, wspomnienia, i mnie tu przyciągają. Od jakiegoś czasu, jestem tu co roku.
Szukając wiedzy o moich przodkach, tego lata odważyłam się, i weszłam w komitywę z tutejszym proboszczem . Akta parafialne , księgi kościelne to znakomita rzecz, co za perfekcja i wiedza. Tego lata rozwiązałam kilka rodzinnych tajemnic. dzieciństwa się jeszcze dużo pamięta, i ta pamięć z latami, jest silniejsza od tej bieżącej, czy tej co działo się przed 10, czy 20 laty . Piękna godzina pomiędzy księgami, kawałek historii od lat 1945, i uczynny ,ludzki proboszcz, który razem ze mną szukał po księgach mojej rodzinnej przeszłości. Czarno na białym zobaczyłam , że ten mały grób przy krzyżu, to nie mój brat, a moja starsza siostra, która zmarła w trzecim miesiącu życia, na "dziecięcą słabość" jak ujął to dawno temu proboszcz , wtedy wpisujący do rejestru w księgach. Przeczytałam jej imię.
Irena, pochodzenia greckiego, oznacza spokój.
Miejscowy stolarz zrobił mi za niewielką opłata nowy krzyż, i zamówiłam tabliczka dla Irenki. Dokładnie pamiętałam z dzieciństwa miejsce grobu, kiedy jeszcze żyli moi rodzice, ale bez szczegółów o straconym dziecku,
jest mi teraz lżej .Czasem wciągają mnie ucieczki do tyłu, kiedy składam obrazki w całość, to i słowa niespodziewanie tworzą nową jakość. Poszperam jeszcze w skrzyni ze wspomnieniami, pełnej zapachów.

*wszelkie prawa zastrzeżone
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz