Dzieckiem rumianym i pyzatym była.
W rodzinne niedziele, trzymając za rękę swego ojca, lubiła rozglądać się po kościelnych gzymsach . Ambona z amorkami , białe koronki szaty liturgicznej proboszcza, kielich pełen okrągłych płatków, kościelne dzwoneczki, echo kaszlu i głośne wycieranie nosów, stukanie obcasów.
Dźwięki organów wodospadem spadały na wiernych, i akordami głośnymi jak pioruny z nieba budziły pokorę maluczkich.
Zapach kadzidła z rozhuśtanego naczynia na łańcuszkach. Kościół-wielka świątynia monotonnych dźwięków, i zapachów, zapadł jej głęboko w pamięć.
Jagody i mrówki w lesie, wielkie liście łopianu, zapach tataraku i
jaśminu , irysy w grodzie , wszystko to do walizki zabrała.
Zaczynało się dla niej życie w mieście , odmierzane czasem zegarów, no i pierwszych obowiązków .
Szkoła-kaligrafia, plastelina, pióro ze stalówką i kałamarz.
Zielona ławka i woźny w kitlu, z prawdziwym ,
mosiężnym dzwonkiem w ręku.
Akademie ku czci.
Warkocze koleżanek
i wstążki w gęstych włosach. Klasa z napisem :"chemia i fizyka", gra w bierki pod płotem boiska, i silny zapach potu na korytarzu, który zimą zamieniał się w sale gimnastyczną.
Przyszedł czas, by zrzucić skrzydełka elfa.
Umarła babcia, ta od dziadka Antoniego, którego wcale nie znała,
dwa lata później, zmarł ojciec. Musnęła dłonią po jego lodowatych rękach,
i tak oto zaczęła dotykać prawdziwego życia, a ono dusiło jak amoniak, i na przemian. pachniało jaśminem.
Zaczynała zagarniać wszystko, i naiwnie dojrzewała, nie panując nad emocjami , z nosem do góry, rozpychając się.
Lekka na duchu i coraz bogatsza we wiedzę, chciwie doświadczała
życia. Nie uznawała zakazów, ale brała wszystko, co trafiała na drodze swych nastu lat. Było w niej dużo muzyki a broniła się tylko przed miłością, bo bała się zależności ,
uległości, niepewności, i utraty energii.
Nie była aniołem, ale wielu patrzyło na nią z zachwytem..bo swoboda i nieokiełznanie, i ten specjalny urok wiecznie uciekającej rusałki... jakby niedokończony obraz , który uwalniał fantazje . Była mieszanką bogobojnej zjawy i filozoficznej kochanki, choć erotyczne ciągoty pchały ją w objęcia mężczyzn ,uznawała je za przypadkowe i nie warte bardziej szczegółowej analizy, nie angażowała się uczuciowego. Szukając "tego" i czekając, czuła się wyjątkowa .Taki typ myślącej i zmysłowej Grymaselli ,
raczej aktorka poszukująca, a z czasem sama się w tym pogubiła. ale sto wątków źle odgrywanych, wcale jej nie deprymowały, mijała je szybko bez osobistej cenzury i poprawek.
Poszła w grzech świadomie tyle się przecież naczytała , i po nocach nie spała, jakby na te grzeszną młodość czekała.
Wino, zapach jego skóry, smak pękniętych z rozkoszy ust, ucieczki nad ranem.
Plaża , drżenie, zimno i przebaczenie, i bieg po nowe w mokrym bikini . Piwo, placki z cukrem, wata na patyku i lody .
Jesień uspokojenie niepotrzebne przynosiła. Nienasycona, szukała nowych podniet w plenerach, w mężczyznach, nic stałego. Wszystko w biegu, jakby soczyste poziomki zbierała i wszystkie łapczywie zjadała. W tymczasowości, sensu życia szukając.
stworzyła swój teatr, zamaskowana w pomadkach, w cytatach , w prostych kreacjach, a wszystko pozorne, tymczasowo na wstrzymaniu, choć
wiele rzeczy i ją zachwycało, to mało podniecało..
Pierwszy kochanek ,zero zazdrości, zero miłości, rok nieprzewidywanej usłużności.
Naiwność niezamierzona,
na wysokich obrotach i
obcasach
Bratu urodził się syn,
Zaglądała do nich często, i
patrzyła z lekkim politowaniem na zmęczona bratową, ale i zazdrością, bo u nich było tak zwyczajnie, tak prawdziwie, tak sensownie.
Widać, nie była tylko Makową Panienką z Mercedesem. Krótkie były te wizyty , coś ją gnało dalej i dalej. Raczej milcząca .
Jak nie kochanek, to wyspy z palmami, i okazywanie obojętności w gestach, które uznawała za podstawę kontaktów wszelakich. Tajemniczość i widoczna chęć pełnego życia, kontrastowały w jej nieprzeciętnej osobowości...
Do przyjaciółek pisała regularnie długie listy. Tęskniła za tamtym światem, za tamtymi nadziejami , jak one wszystkie .
c.d.n.
*wszystkie prawa zastrzeżone.
Dźwięki organów wodospadem spadały na wiernych, i akordami głośnymi jak pioruny z nieba budziły pokorę maluczkich.
Zapach kadzidła z rozhuśtanego naczynia na łańcuszkach. Kościół-wielka świątynia monotonnych dźwięków, i zapachów, zapadł jej głęboko w pamięć.
Jagody i mrówki w lesie, wielkie liście łopianu, zapach tataraku i
jaśminu , irysy w grodzie , wszystko to do walizki zabrała.
Zaczynało się dla niej życie w mieście , odmierzane czasem zegarów, no i pierwszych obowiązków .
Szkoła-kaligrafia, plastelina, pióro ze stalówką i kałamarz.
Zielona ławka i woźny w kitlu, z prawdziwym ,
Akademie ku czci.
Warkocze koleżanek
i wstążki w gęstych włosach. Klasa z napisem :"chemia i fizyka", gra w bierki pod płotem boiska, i silny zapach potu na korytarzu, który zimą zamieniał się w sale gimnastyczną.Przyszedł czas, by zrzucić skrzydełka elfa.
Umarła babcia, ta od dziadka Antoniego, którego wcale nie znała,
dwa lata później, zmarł ojciec. Musnęła dłonią po jego lodowatych rękach,
i tak oto zaczęła dotykać prawdziwego życia, a ono dusiło jak amoniak, i na przemian. pachniało jaśminem.
Zaczynała zagarniać wszystko, i naiwnie dojrzewała, nie panując nad emocjami , z nosem do góry, rozpychając się.
Lekka na duchu i coraz bogatsza we wiedzę, chciwie doświadczała
życia. Nie uznawała zakazów, ale brała wszystko, co trafiała na drodze swych nastu lat. Było w niej dużo muzyki a broniła się tylko przed miłością, bo bała się zależności ,
uległości, niepewności, i utraty energii.
Nie była aniołem, ale wielu patrzyło na nią z zachwytem..bo swoboda i nieokiełznanie, i ten specjalny urok wiecznie uciekającej rusałki... jakby niedokończony obraz , który uwalniał fantazje . Była mieszanką bogobojnej zjawy i filozoficznej kochanki, choć erotyczne ciągoty pchały ją w objęcia mężczyzn ,uznawała je za przypadkowe i nie warte bardziej szczegółowej analizy, nie angażowała się uczuciowego. Szukając "tego" i czekając, czuła się wyjątkowa .Taki typ myślącej i zmysłowej Grymaselli ,
raczej aktorka poszukująca, a z czasem sama się w tym pogubiła. ale sto wątków źle odgrywanych, wcale jej nie deprymowały, mijała je szybko bez osobistej cenzury i poprawek.
Poszła w grzech świadomie tyle się przecież naczytała , i po nocach nie spała, jakby na te grzeszną młodość czekała.
Wino, zapach jego skóry, smak pękniętych z rozkoszy ust, ucieczki nad ranem.
Plaża , drżenie, zimno i przebaczenie, i bieg po nowe w mokrym bikini . Piwo, placki z cukrem, wata na patyku i lody .
Jesień uspokojenie niepotrzebne przynosiła. Nienasycona, szukała nowych podniet w plenerach, w mężczyznach, nic stałego. Wszystko w biegu, jakby soczyste poziomki zbierała i wszystkie łapczywie zjadała. W tymczasowości, sensu życia szukając.
stworzyła swój teatr, zamaskowana w pomadkach, w cytatach , w prostych kreacjach, a wszystko pozorne, tymczasowo na wstrzymaniu, choć
wiele rzeczy i ją zachwycało, to mało podniecało..Pierwszy kochanek ,zero zazdrości, zero miłości, rok nieprzewidywanej usłużności.
Naiwność niezamierzona,
na wysokich obrotach i
obcasach
Bratu urodził się syn,
Zaglądała do nich często, i
patrzyła z lekkim politowaniem na zmęczona bratową, ale i zazdrością, bo u nich było tak zwyczajnie, tak prawdziwie, tak sensownie.
Widać, nie była tylko Makową Panienką z Mercedesem. Krótkie były te wizyty , coś ją gnało dalej i dalej. Raczej milcząca .
Jak nie kochanek, to wyspy z palmami, i okazywanie obojętności w gestach, które uznawała za podstawę kontaktów wszelakich. Tajemniczość i widoczna chęć pełnego życia, kontrastowały w jej nieprzeciętnej osobowości...
Do przyjaciółek pisała regularnie długie listy. Tęskniła za tamtym światem, za tamtymi nadziejami , jak one wszystkie .
c.d.n.
*wszystkie prawa zastrzeżone.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz