sobota, 14 czerwca 2025

Dojrzałe lato.

 Mama, tata ,praca sąsiedzi, szkoła, szybko rośniesz.

Jest już zielono, Wielkanoc się błyszczy, i wszystko na nowo zakwita, tak samo jak kiedyś. Tęskni się , a potem nudy na pudy, bo to już było. Trochę sobie choruje, przyznam, że od dawna mam  Borelioza to takie coś wrednego i rzadko spotykanego , ale dopadła mnie i ponoć do śmierci mojej mi nie odpuści. Bywają lepsze okresy latem, i  kiedy wszystko mniej mnie boli , pisze i czytam. Choć aktywność już kiepska, 
przecież nie mogę  się poddać.

Minęła Wielkanoc, jest różany czerwiec, piąta rano, i już działa czarodziejska  energia słońca, budzisz się , ptaszki urzędują na gałązkach, i chcesz czy nie, wpadasz w ten cudny niebyt ..
 
Lato pachnie i czaruje, jak zalotna kobieta.
Ja pakuje walizki i wybieram sobie trasę , żeby tylko nie autostradami. 
Uciekam , gdzie nie ma zasięgu .

Jeszcze scenka czerwcowa : róże mojej matki i szpadel ojca pod jabłonką, zapach papierówek ...gdzie to jest ?
A Linda gra w reklamie PKO, bo przetrwonił już pieniążki z aktorstwa, i zdrowia mu brak, ale trochę układów i kilku kolegów jednak mu zostało, no i legenda :) ach, ci dobrze ustawieni i pamietający znajomi... u nas to podstawa kariery. Nie ma przypadków.
Teraz, w czas dojrzałej starości wraca się myślami do tamtych lat młodości luzu artystycznego. Pan Boguś onegdaj młody bóg , też już jest stary,  ale czasem się prostuje i coś tam kombinuje:) Te roczniki tak mają :)) My , trochę przegrani , ja też coś wiecznie kombinuję , i nie mogę się odkleić od przeszłości chmurnej, burzliwej, a teraz widzę , że nijakiej. 
Pewnie długo głupia byłam, i długo dojrzewałam. Teraz  szukam po omacku, jak sroczka, trochę tu trochę tam ....
i zrobiła się zima:) 
taka rozkapryszona i mglista. jak kobieta owiana tajemnicą :)Na przystankach autobusowych przygarbione w pozie embrionalnej miejskie ludziki . Raczej emeryci i studenci, reszta w korporacjach albo na zdalnym , i w pocie czoła wypracowuje swój kapitał, to może i ja relaksacyjnie, swoje pięć groszy dołożę
cos z kobiecych opowiastek, bo idzie czas spokoju, czas Bożego Narodzenia


c.d.n.


wtorek, 21 stycznia 2025

styczeń niestyczniowy


 Obiecałam sobie, że nie będzie polityki, i choć wszystko jest polityką , tego się trzymam. 
Zima w pełni, powiedziałabym, 
pseudo-zima :) bo mokra, i na plusie, ale mówią , że ciepełko przyjdzie :)
Leżaki, kocyki, dmuchane materacyki, motyle , piękne bzdurki , i pociągi do wszystkiego.... 
i autem w góry , bo nie na Mazury, gdzie komarowa szarańcza krwiopijców dybie na każde ciało, byle krew miało .
       Rozeznanie terenów i klimatów przychodzi z wiekiem, wtedy wszystko jest łatwiejsze w ocenie, i zmienia się perspektywa, choć nam dojrzałym  jest już bliżej niż dalej , i real jest mniej bolesny. Znałam taka uroczą blond Zosie wiecznie walczącą  z dominacją narzeczonych .Zamknięta w sobie hipochondryczka, wszystko traktowała  jako fazy przejściowe,
żeby było jej łatwiej żyć. Zawsze z usteczkami na czerwono nie wyglądała na męczennice. Uchodziła za nieskomplikowaną i pracowitą Zosię, a trafiała na drani, bo była za miękka. Niewielu ich było, bo nie szukała, bo zawsze u mężczyzn  się czegoś bała, może izolacji i oddania? a tego nie chciała. 
     Z góry przeczuwała, że to nie ten, trwało to jak w filmie krótko-metrażowym, i zawsze bała się słowa koniec. Kalkulowała, kłamała , unikała spotkań i telefonów. Mężczyźni, jak to mężczyźni,  też nigdy nie wiedzieli, co w takim aniele siedzi : opiekunka, sprzątaczka, modelka .  
Przystojniaki szukają wygody, oraz ideału. Żenią się, zdradzają , rozwodzą, i na nowo, idą jak w dym. Zosia dziś starą panną jest, i nie wie , czy żałuje. Instynkt rozeznania  trochę zniszczył jej kontakty z ludźmi,  ale  izolacja nie zrobiła z niej dziwaczki, i roztropnie patrzyła na życie. Mężczyźni pewnie tak nie gdybają, bo szkoda im czasu:)
Kobieta szacuje swoja urodę , i możliwości . Cmok, cmok ... Zosia zna już ten smak, wiec odchodzi, zostawiając zapach fiołkowych perfum , bojąc się przyzwyczajenia, ale nudy na pudy i owszem , miewa
 A u  jej  siostry Basi jakoś tak gromadnie,
może nawet ludycznie , ale 
akcja od rana do nocy .  
Dzieci i gadatliwy mąż Jasiu, typ który nie zdradza. i akwarium w meblościance , a kot na tapczanie. U Basi wieczna gonitwa, ona nie ma czasu na filozofowanie, real bierze jakim jest. Czy obie sią uzupełniają , 
bo matka ich była artystką wypośrodkowaną i rozdartą, miedzy niebem a piekłem?? 
Co to nie dbając 
o względy męża, straciła równowagę , zatraciła się, 
On poszedł szukać 
przytulanki, a ona zniknęła. 
Może  jakiś ciąg dalszy nastąpi ?może ....
Może nie ma tu u mnie, czego chce tzw. czytacz czyli: morderstw, szpiegowania, zwrotów akcji po amerykańsku, scen erotycznych, opisów patologii, czy nadmiernej ekscytacji człowiekiem, bo ja chyba staję się mizantropką. Już tłum mnie nie fascynuje, i nie wciąga, wole takie tam gadu-gadu, po koleżeńsku albo po sąsiedzku, nie zobowiązująco. Może  jutro jeszcze  nowe rzędy literek 
się tu pojawią dla oddechu i paru minut ucieczki od szybkiego świata....




cdn
       
 








c.c.n

piątek, 3 stycznia 2025

Nowy styczeń.

 Już po celebracji świąt... Jest mżawka, jest mgła, i jest koniec niedobrego roku, a myśli leniwie splątane . 

Jak zwykle przed snem porządkuje je sobie, ale co postawie pion , to poranne rozważania zanim wstanę, dają mi opcje zero.  Wieczór 

daje mi miękkie wejście w życie innych.

Sięgnę po nie chętnie, jak po kawałeczek serniczka,  i podzielę się opowiastkami znajomych i wspomnieniami zupełnie indywidualnymi.
Polityka nas wszystkich zjada, powiem więcej, niszczy , dlatego każde spowolnienie, i skok na bok w pląsy słów splątanych , acz prostych, i zwyczajnych - to lubię.
no i można uznać je za prawdziwe
Miasto jakby opustoszałe, wszystko dzieje się wirtualnie, na zdalnym ,więc zawsze, czy tego  chcemy czy nie, żyjemy
 wspomnieniami, i dużo rozgrywamy mózgiem niezależnie od jego zasobów. Uczymy się nowości mimo , że trudne są adoptujemy je, 
a wszystko szybko, szybko. Dziś szybko staje się wczoraj, a wczoraj idzie szybko w zapomnienie. Sylwester ze wspomnień szalonych lat 70-tych ? to mróz , i szampanskoje  igristoje, dym papierosowy, sałatka, kieliszeczki 
nieduże , szaleństwo tańca, ABBA , Baccara , Donna Summer, i dużo serpentyny. Powroty były koszmarem .Mróz ,śnieg i jeszcze nie wiesz o co chodzi, ale coś ci w głowie pulsuje, i język kołkiem staje od papierosów. Kac gigant to zmora, a wiem coś o niej, bo we wczesnym dzieciństwie,  siedziała na mnie ta ciężka zjawa, i nie pozwalała oddychać. 
Krótkie, ale mocne to przeżycie, do dziś w szczegółach pamiętam , a ona w szarej sukni, i bez oczu była....
Są takie momenty, że nie wyrzucisz ich z pamięci, może sprawić to tylko starość, gdyby zapukała nam do drzwi demencja.
Sylwester w PRL ...to były fajne chłopaki poznańskie, i piękne dziewczyny  i bywało w Sylwestra, że nie tylko się tańcowało. Bywało, że się  chłopaki w  ogrodzie , na mrozie poszarpali o dziewczyny. Pamiętam też jednego kolesia , że całego Sylwestra przesiedział przy regale z książkami,
co było nie do zniesienia. Dziś już nie żyje, a dobrym i wziętym adwokatem był. Żona Anka-wdowa z córką wyjechały na wyspy. Córka pisze książki dla dzieci, i ma córeczkę:)  ale to nie ja pisze takie scenariusze. 
Kryśka chudzina ,lubiła szpan i błyskotki, ale szampan jej szkodził. a jej córka drobne pieniążki ciągle liczyła, i spoglądała tak podejrzanie spode łba . Była i Baśka co miała ...Ta miała synka, na saksofonistę szkolonym był. 
Baśka - cienka w pasie jak osa, miała nie tylko, ten tego, piękny biust, ale i duże błękitne oczy, i była podwójną wdową. A taka uroda jak z obrazka, zgubna, a ona była wesoła , i wcale nie samolubna .
No i Teresa z poetą-fantastą na kocia łapę, bo on tak ładnie klepał androny, i nie szukał żony, a nawet zostawił jej mieszkanie, swoją mamusie i córeczkę, i zwiał gdzie pieprz rośnie....
A mówią , że Chłopakom  żyje się lepiej, że dranie...o, sorry , 
nie wszyscy tak mówią .Też znam paru, co się nie załapali na szczęście. Henryk, znajomy Niemiec z Bawarii, taki zwyczajny niby przeciętniak, średnio wykształcony , bez wyobrażeń , i wymagań ponad stan,  lata  szaleństwa  młodości przy boku atrakcyjnej piękności :)Potem urodziła 2 dzieci i miała dla niego coraz mniej czasu, 
a on nadal pożądał namiętnie  , i palił się  w nim ogień. Zmienił prace , co by uciekać z domu w przygody z kobietami. Stał się niemieckim , obwoźnym prezenterem i  sprzedawcą wysokiej klasy odkurzaczy. Tu znalazł mały raj , a samotne kobiety same mu na kolana siadały:)Przestał w końcu dzwonić do żony,  i zniknął z horyzontu. Potem kupił sobie stary dom w Westfalii do remontu, i duży ogród pod hodowlę królików, kur, gęsi  i kaczek. Poniosła go fantazja, i nadmiar wolności osobistej. Nastawiał budek i klatek co niemiara. Kupił Mazdę, i skuter , i nawet jajami handlował po wsiach . To go przerosło , a może lubił te klimaty. Utonął w pierzu , i puchu z różnymi przejściowymi kobietami. Ponoć 
nie przyznaje się do porażki, ale stać go na coraz mniej, i pióra mu opadają ...taki los koguta.



c.d.n.

 

środa, 4 grudnia 2024

Aniołowie cz.1

 

O, Anioł spolegliwy, czysty i urodziwy, ale takie są tylko w niebie, a spadają na nas jedwabiście miękko i niespodzianie , jak radości oczekiwane , czy tragedie niechciane.

Niebawem uduchowione święta kiedy to aniołowie się radują, a anieli śpiewają, i cuda cuda ogłaszają.
To taka piękna coroczna wyrwa w drodze naszego życia , taka błękitna, i złota,  jakby otwierały się niebios wrota, i przez parę dni  unosimy się nad planetą Ziemia.

Lata 50-te też miały swój urok. Uczuciowo, z zapachem zieloniutkiego świerku, bez pomarańczy, ale z opłatkiem na zdobnym talerzyku , i wzruszonymi rodzicami.

W radiu polskie kolędy, pastowane podłogi, pościele wysuszone na mrozie, zapach jabłek i nalewki wiśniowej . 

Listonosz nosił kartki z życzeniami Wesołych...To ciotki i wujkowie przesłały nam brokatowe,  błyszczące życzenia Błogosławionych Świąt . My też całymi tuzinami pisaliśmy im życzenia na kartkach kupowanych na poczcie, i oklejając je pracowicie znaczkami. Wzrastało uroczyste napięcie, a babcie i mamy kręciły kulką drewnianą ciasto w donicy , dodając pachnideł rumowych, cytrynowych, czy waniliowych i drożdży , mnóstwa  żółtek, maku , sera, etecera:))) a stolnica do rozwałkowywania ciasta była w ciągłym używaniu .

Paluszkiem wylizywano z donicy słodkie resztki ciasta , i kulkę do ucierania mniam , też :) Zabawne , bo teraz kiedy po latach pisze to bezosobowo, 

znów czuje ten ulotny smak i zapach wanilii z dzieciństwa.

Nie było wtedy mandarynek, ale były suszone owoce z ogródka , beczka deptanej kapusty kiszonej, i suszone grzybki, 

a zając wisiał za oknem ,aż skruszeje.


Nie do wiary, ale dzieci nie miały pluszaków, ani klocków lego, a działo się tak urokliwie, że czas Gwiazdki  płynął pomału, a smakowicie. Każda chwila była  doceniana, i zadziwiała je wyjątkowością . Wnętrze kościoła ozdobne i nadobne, kolędy ochoczo śpiewane , i wzruszenie...Otwarte drzwi do pokoju z wystrojoną po sufit choinką  wszyscy zachowujemy w wiecznej pamięci, i  co roku , jakby się nam szuflada otwierała z zapachami świątecznymi , i z dotykiem kruchych ozdóbek bombkowych. Kiedy już dojrzewamy, dorastamy, i się usamodzielniamy, cięgle na nowo, wraca ten nastrój, te tajemnicze szelesty,  kolorowy półmrok , światło świeczek kręconych, cukierków w sreberkach, jabłuszek czerwonych. 

Rodzina przy stole , 

tak pamiętam....





                                     



poniedziałek, 11 listopada 2024

Komedyjka nieżyciowa.

   


  Znowu mam potrzebę pisania, takiej lżejszej zabawy słowem ,bo nie tylko śmiercią człowiek żyje. Piękne są momenty, kiedy możesz podeprzeć sobie ręką podbródek, i dać sobie chwile samowoli umysłowej . Miłosne historie zawsze unoszą  nas gdzieś tam w obłoczki , na jakiś czas, i aż to nie wystygnie, wierzymy w cuda wianki a chłopak wierzy dziewczynie, a jak nie wierzy, to cierpi, i zabija jak  Otello Desdemonę.
Tak było. ale gorsza jest wersja kobieca, bo  kiedy dręczony przez zazdrosną kobietę mężczyzna ma myśli samobójcze, i to się nazywa namiętność! 

Ona , Desdemona miała szalona głowę, dużo wdzięku, i przyciągała uwagę właściwie to nie wiadomo dlaczego, bo dziewczyna jak setki innych. Może ruchy, może sylwetka, choć nieszczególnie zachwycająca, dlatego nogi dłuższe , a piersi większe zawsze chciała mieć. Może sama jej obecność wystarczyła , bo rozmów nie umiała pięknie skomplikować. Choć oczytana, ale była jak  zamknięta bombonierka , co czeka na otwarcie. 

On, typ dyktatora, nerwowy typ zdobywcy, ale pociągający i zapadający w pamięć. Zazdrosny, a  ona na przydechu, nie ogarniała, że to już trzeba na wodę głęboką. Jeszcze strzelanie oczkami w pracy, jakiś spotkany na ulicy kolega z liceum, jakaś ucieczka do mamy, on szalał, chciał ją mieć zawsze przy sobie, drobiazgi budziły jego agresje.... Dojrzała ekspresowo w dwa lata, kiedy tak szybko działo się: jeziora, kafejki, kino, i długie rozstania pod lipą, w deszcz czy mróz. Kochała zapach jego skóry. To było życie na linie, swoboda młodości, dziecko i koniec. On nie ogarniał ojcostwa , znikał na całe dnie , ona walcząca, bo poczucie obowiązku i tkliwość. Pieniędzy nie było, pensyjka, i ostry real codzienności smagał ich zdziwione w dusze, trochę wystraszeni ,  bo  wszystko za wcześnie. Ona za miękka, ze swą chorobliwą wrażliwością i dumą, z poczuciem żalu, że brak mu szacunku do niej. On, Otello, wyskoki na boki, aż złapali falę. Pozornie, jak aktorzy grali z bliska, i z oddalenia. Traktowali wszystko jak okres przejściowy, że to minie, i się wszystko wyjaśni. Ona zbyt spolegliwa i raczej milcząca , stała się  źródłem jego złości i frustracji. Wciągnęło ją życie  typu, praca - dom, na zasadzie , że tak trzeba, a on szukał miejsca i sposobu na dobry dochód, skupiony raczej na sobie,  ciągle  czujny, jej każde wyjście, nawet na zakupy,  było pełne dramatyzmu, "co tak się umalowałaś , gdzie idziesz? Choć już mniej  zazdrosny był, zanim wyszła ,  powietrze aż buzowało złością, potem często rozczulała się nad sobą , bo wiedziała , że po powrocie padnie pytanie "Czemu tak długo "....taki  więzień miłości :)) Po roku już zawsze zakupy robili razem.

On i ona, dwa światy , ale rozumieli się doskonale , ona się dostosowała, "bo tak trzeba", dla świętego spokoju, dla dzieci, ale tak do końca, nie godziła się na taka ostrą jazdę. 

Weszła z nim w biznes. 

Kochał, był zazdrosny , i zdradzał. Jeszcze naiwna i szczera, kochała , i nie była podejrzliwa, a  kobiety pojawiały się coraz częściej w jego szybkim i nerwowym życiu. Chyba wiedziała o każdej, czasem go śledziła , chyba czuł jej oddech na swojej szyi.  Niektóre potrafiły dzwonić na telefon  domowy, a nawet w towarzystwie się ujawniać, by robić uwagi " ty taki piękny, i się z nią marnujesz". Przetrzymała, choć osłabiło to intensywność jej smakowania życia, a jej  uśmiech stracił blask , i trochę zgorzkniała. 

Liczyła, że kiedyś mu  przejdzie, czekała na łagodność działań,  i słów. Przyzwyczaiła się do tego zorganizowanego  życia, a nawet polubiła jego nakazy , i rozkazy, choć cały ten czas bunt w jej duszy gościł. 

Gdyby tylko była bardziej ckliwa, i miała  temperament erotyczny, i miała w sobie chęć  okazywania więcej czułości...może , gdyby w tym kieracie znalazła chwile na fryzjera, i  kosmetyczkę , i nie brała jego obraźliwych  słów nazbyt poważnie... ale te słowa dusiły ją , zmieniały jej  psychikę. Stała się smutniejsza, i jakby pozbawiona energii i fantazji, więc kiedy już dzieci nie wymagały ciągłej opieki, wpadła w pracoholizm,

 Wir pracy ją oślepił. Też poczuła zapach pieniędzy, i rozkosz ich wydawania, a nawet pokochała zamaszyste smakowanie sukcesów, i że to od niej dużo zależy, i taka pewność siebie, i to spec-poczucie
wyjątkowości na nowo...

To wszystko uśpiło jej czujność, nie zauważyła , że ta młoda wydra, brzydula rzucała się jej w oczy najczęściej. Pewnie była dobra w łóżku.... Kiedy  nieuchronność zapukała realiami, on wybrał, a Desdemona umarła i rozsypała się na tysiąc 

kolorowych szkiełek swego lustrzanego odbicia.  

A on biały Otello, piękny, 

jak młody Bóg, nie rozpacza , nie żałuje, i żyje sobie wygodnie w  swoim  imperium . Jest  szczęśliwy, i nie ma  wyrzutów sumienia. 

 Sory, banalne to ale zdarza się  często, i nadal funkcjonuje miedzy ludźmi. Na smutno znowu, ale to szekspirowska historia, a miłość  przecież bywa smutna i tragiczna. Od wieków tak, po dziś dzień, bo w sercach ludzi  niewiele się zmieniło.


         
 c.d.n.

     





    




  




sobota, 26 października 2024

Listopadowe przemijanie.


 

 
  
Czas zabija nas . 
Tak, to normalne, choć  nie przyjmowane 
na co dzień, przez zwykłego śmiertelnika,
bo on wie, że nie...a przecież śmierć i życie to duet odwieczny, i trwał będzie wiecznie.
Natręctwo myśli w tym temacie , zabija mu rozsądek i umysł? Rodzimy się z piętnem śmierci, z duszą czystą,  obciążoną tylko 
genami przodków.  Grzech dopiero przed nami . Z  obawy przed karą żyjemy sobie moralnie, zgorszenie przychodzi znienacka. 
Co to jest moralność, i kto to klasyfikuje ?  Bóg z niebios,  czy czarny wysłannik piekieł ?  Doświadczamy życia,
gramy, i  przeżywamy przez lata, i zostajemy z niewiedzą.
 Kuszeni przez demona bierzemy kredyt na życie wieczne. Handlujemy własną duszą, podpisując  certyfikat wieczności, koniecznie  atramentem w kolorze krwi, i  jak zawsze gęsim piórem . Zepsuci "do szpiku kości" szaleją, balują, kłamią i oszukują, wykorzystując czas dany do wieczności,
 a Moralni , ci nudziarze,  modlą się za ich dusze.  Życie , to paradoksy, i nigdy nie wiadomo, co dobrem jest a co złem. Nasze życie jako wartość dodana ? sami sobie sens musimy znaleźć, bo nawet diabeł tu nie pomoże , i luster zabraknie.
  *Pierwszy cios, umierający ojciec, i matka,  szło to  pomału, choć nieuchronnie. Umierałam wtedy razem z nimi .
Rurki aparatury, gęsty zapach choroby, i śmierci. 
Potem dotykało mnie to seriami / 9 osób w 11 lat/
 *Kiedy odchodził ktoś z rodziny, ból zamykał mnie na pare lat. Odejście znajomych, i tych z najbliższego otoczenia , przeżywałam już bez uniesień, wewnętrznie, i z poczuciem obowiązku.
Przez 11 lat, byłam jak anioł śmierci, i zawsze pod ręką,  zabierałam ich do nieba i wracałam*  Teraz jestem aniołem z granitu,
obojętnym na wszystko, odpornym na łzy i cierpienie, i nie dam już nikomu swojej energii,  Chcę  żyć w zgodzie z własnym obiegiem krwi, tak trochę bez serca , egoistycznie, i na dystans.
Cmentarze pełne są poświęceń,
i pochowanej tam energii tych i tamtych , 
a ziemskiej cykliczności nie zmienimy.
W ten dzień dusze unoszą się nad grobami, i trwa pamięć listopadowa.
 Z miłości, zapalamy światełka, a dusze umarłych tańczą nad grobami. Czasem wyrzuty sumienia nas tam kierują, czasem obowiązek, albo, że tam tak ładnie, cicho, i czuć w powietrzu stan uniesienia, i kwieciście jest. Z tęsknoty , co roku, albo raz na 5 lat, z rozgoryczenia, ze złości, że oni sobie odeszli, że nas zostawili,  opuścili. 
Wszyscy jednak pamiętamy , bo pamięć jest ważna, bo pamięć tworzy historię. Może to naiwnie,  i nazbyt oczywiście brzmi , ale tak to jest, wszystko mija, i my też.
Ja już się nie buntuje, i pójdę zapalić światełko...


c.d.n.

czwartek, 10 października 2024

Pan Jan i Pani Janeczka


 
*Lato w odwrocie, patrzę więc              

w stronę ciepełka , na stary fotel, 

na półkę z książkami, , w komputerze  wyszukuje e-booki klasyków, oraz słuchowiska sprzed pół wieku na wieczory granatowe, jesienno- zimowe . Teraz wiatr w mojej głowie    pisze patykiem historyjkę z realu, a ja podpatruje.

Młodość i starość - wszyscy te lekturę przerobić musimy, bez żalu, i pretensji do czasu skradzionego czy darowanego. Czasem dziurawy koszyk wspomnień 

zmienia ważne szczegóły, i poddajemy swoją przeszłość  nieświadomie szlifowaniu pod swój gust, resztę spychamy w niepamięć. To raczej ona całe zło zjada, dla naszego psychicznego dobrostanu, a niepamiętanie i wymazywanie najgorszych wspomnień samoobrona jest , i lekarstwem się staje dla naszego umysłu.

Poznańska księgowa i Jan z krakowskiego , już tylko 

w opowiastkach dzieci i wnuków , a działo się multum. Bywa, że lata dzielą ,

ona starsza od Jana o lat 12,

 a tym samym doświadczenie, i mądrości książkowe i życiowe

jakże różne . Chyba tylko iskra boża sprawia, że pali się to to jak busz, albo harcerskie ognisko :)

 i nie odpuszcza . Już tylko miłość , i mezalians, albo małżeństwo wcale nie z rozsądku, bo jakże to połączyć ?? Jan, po wiejskiej szkole podstawowej,

a ona nieźle wykształcona, tony przeczytanych książek i sto wypraw po Polsce , już bankowa urzędniczka.

Tak na styku polskich dwóch światów,  ona zapatrzona, 
on 190 cm, but nr.48 i nic więcej. Jego rodzice w "kurnej chacie" a dziadkowie nawet do Ameryki za chlebem nie popłynęli. takie to były naturszczyki przywiązane do prostoty i z lekka zacofane. 
* Ona jeździła w krakowskie na wakacje, tam gdzie powietrze ok. i odmienny klimat , on dołączył do spacerującej po górach i dolinach nietutejszej kobiety nie mając nic na myśli, wszak była starsza o prawie całe pokolenie. Wrażliwa i oczytana, romantyczny mięczak -jak to mówią. Tradycjonalistka z dużym mieszkaniem w samym centrum Poznania. 
*Ona była przy nim sobą, mówiła, a on słuchał, i po swojemu  komentował. Które bardziej naciskało, aby trwać przy sobie.? 
Ona nie kalkulowała , ale coś ich do siebie ciągnęło, i niech się dzieje wola nieba....
Ślub i dwoje dzieci, oraz on, uczniem trzecim . 
Pokierowała jego nauką, kupiła skórzana aktówkę, i dobrą posadę mu znalazła, a tam , przyznana mu  sekretarka osobista. 
Korpulentna, i jeszcze zalotna ropuszka z czerwonymi usteczkami, jakby samo ciepełko:) 
Żona w pracy i w domu , dzieci  tuż przed egzaminami na uczelnie,", a pani Janeczka była w zasięgu ręki. 
* Po roku, całkiem oficjalnie prowadził drugie życie, krążył między żoną, biurem i panią Janeczką, a po jego śmierci ropuszka przejęła wszystko...a nawet więcej niż nieżyjąca już żona.
* Zawsze znajdzie się ta trzecia , jakaś Janeczka, taki  wampir energetyczny. Wypoczęta, bez przeszłości, i taka chętna wyssać wszystko z obiektu męskiego, co wpadł jej do rąk. 
Janeczka ponoć żyje jeszcze ...ponoć gdzieś w wielkim mieście samotnie, na czwartym piętrze z windą , i z demencją. Już nie gra w toto-lotka, bo ma dobrą emeryturę , szkatułkę z biżuterią, 
i pomoc domową.  
*Wszystko się rozsypało w niepamięci potomnych ,
są tylko nowe wersje i legendy, 
ale  nikt już 
nie pamięta żony pana Jana.


To przed- zaduszkowo i spokojnie .
ale już biorę zakręt...
c.d.n.



                         

Dojrzałe lato.

 Mama, tata ,praca sąsiedzi, szkoła, szybko rośniesz. Jest już zielono, Wielkanoc się błyszczy, i wszystko na nowo zakwita, tak samo jak kie...