KWIATY, I PTAKI, TO Alicja w stanie wiecznego ZAUROCZENIA PRZYRODĄ . TEN ŚWIAT BYŁ IDEALNYM SKŁADNIKIEM JEJ ŻYCIA ZRóWNOWAŻONEGO , TWÓRCZEGO, SWAWOLNEGO ALE I POUKŁADANEGO , I ZDYSCYPLINOWANEGO .GARNĘŁA SIE DO WIEDZY
W KAŻDYM JEJ WYMIARZE. DOTKNĄĆ , A NAWET DELIKATNIE POCIERPIEĆ
Jakby czuła chytrze i podskórnie, że to może się już nie powtórzyć. łapała każdy dzień, każdego człowieka , każdą sytuacje do swojej siatki na motyle .Kolekcja rosła, i z każdym rokiem mniej kochała ludzi, mniej od nich wymagała, nawet mało się miejską mniejszością ekscytowała, wyjątków nie robiła. Wszyscy pod kreską- teraz ona, jeszcze nie żona , rządziła sobą .
Nie zajmowały jej falbanki i pomadki, jakoś czasu ani głowy do tego nie miała . Zajęta sobą pod wpływem i złym działaniem środowiska , które z początku niezauważalnie, ściągało ją w dół. Z czasem zrobiła się wiotka , ulegająca , niewymagająca, i wyczekująca naiwnie, że coś lub ktoś ją z tego już niechcianego wianuszka ludzi bez dusz i pasji, wyciągnie. Tu z jednej strony świat klasycznie poukładanej kultury, sztuki , i oczy szeroko otwarte , a tam przypadkowi znajomi, koledzy i koleżanki z sąsiedztwa , z podstawówki, poniżej minimalnej normy , odciągający ją od bycia sobą w stosownej harmonii z jej możliwościami . Kawiarnie z kelnerkami, herbata słomkowa , chromowane koszyczki szklanek, dym papierosowy, bulwarowa papierowa gazeta , rozmowy ograniczone do minimum słów. Spacery, i tańce , jakby tonęła w tej płyciźnie , straciła na jakiś czas dystans do własnej samooceny. Tylko oczy.... zawsze chłonęła oczami, jakby na zapas zbierając obrazki z realu. na wieczną pamiątkę, a może z chęcią ich segregacji, czy wyrzucenia z pamięci.
Zaglądając w oczy chłopakom , lubiła się zakochać, tak infantylnie, duchowy stan uniesienia musiał trwać...bez tego nie czuła bluesa, a dzień powszedni był bez tego migotania szary. Chłopacy-choć nigdy żadnego z nich nawet nie dotknęła. No , może dwa razy w kinie z rudym , piegowatym chłopakiem , kiedy dotknął jej ręki poczuła , że te piegi są straszne :)) nigdy więcej. Już wtedy ,a nawet od zawsze, choć w radio kabarecik śpiewał "Boże, daj męża" nie chciała męża, wolała swobodę. Być panią siebie samej, rozwijać się wedle własnej woli, taka przygoda skazana na przypadki i wybory, ale z tą wolą to u każdej kobiety bywa różnie. Nie myślała wtedy, że bez wsparcia, czy przewodnika może przegrać, nie zakładała ,że przegrać może.
Czytała Anne Kareninę z wypiekami na twarzy...i księżne Sisi uwielbiała, i architekturę Wenecji z grubych ksiąg, wnętrza wielkich katedr, i starych kościółków. Jej Pani od fortepianu ,skromna , czysta ,subtelna, też nie wygrała z Alicja kiedy ta zaczęła unikać lekcji i ćwiczeń pasaży, etiud, sonat. Lekcje śpiewu też zaniedbała, bo co powiedzą gitarowe koleżanki od Karin Stanek ...że ona zupełnie im nieznane pieśni operowe chce śpiewać...To wydawało się być śmieszne i niemożliwe w tym gronie. Zaczęła się miotać, i szukać dróg ucieczki.
Szkoła średnia jakby zbawieniem dla niej i oddaleniem dla niej była . Pięć lat nauki: malarstwo, historia sztuki, rzeźba, język francuski, i inne obowiązkowe w technikach i liceach przedmioty. Od 8 rano do 15, i tramwajem przez całe miasto. Potem Studium wiedzy o sztuce , dyplom, prawo jazdy, praca , pierwsza miłość, ulubiona ławka w parku.
Dojrzałość jej zaczęła się ślubem, i dzieckiem, kolejność niesugerowana, ale całe wieloletnie poświęcenie , bo tak to określała, zakończyło się jednak rozwodem, bo jej ciągłe muchy w nosie i brak scen łóżkowych... Nie wierzyła, że to właśnie ją trafi ta tragedia. Analiza , samokrytyka, żal, poczucie niesprawiedliwości, depresja i szaleństwo. Niczego już cofnąć nie mogła, nie umiała .
Mieszka teraz w Ełku, u ciotki, i boi się zaczynać czegokolwiek, a przecież niegłupia, i niebrzydka jest, taka w sam raz .Na szczęście nadal unika ludzi .Latem pojadę tam, i ją odnajdę
C.D.N. pojutrze wszelkie prawa zastrzeżone


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz