wtorek, 18 września 2018

Opowiadanie nr. 4 - ANNA



                      
        ANNA


 Polska lat PRL-u, to była niezwykła kombinacja o zapachu  amerykańskich paczek i proszku ixi .
Trochę przedwojnia, dużo biedy siermiężnej i dzierganej twórczości kobiet.   
Niemieckie maszyny do szycia-Singer i  polskie Łuczniki , ze śpiewającym "Mazowszem" w tle.
Miasteczka i wsie wchłaniały przesiedleńców ze wschodu.  Repatrianci zajmowali poniemieckie gospodarstwa,
w ogrodach pyszniły się georginie,dojrzewały pomidory i zboże.
Kółka Rolnicze wypożyczały maszyny, stawiano snopki i kopce,  żniwa w kurzu i w hałasie pasów transmisyjnych sieczkarni,
 aż furczało.
 W miastach szarość dnia codziennego też miała swój  smaczek.
Tradycją kulinarną stała się wystana w kolejce kiełbasa, sałatki domowej roboty, kiszone ogórki, cebula, smażone śledzie w zalewie octowej, na obiad karkówka w ciemnym sosie, pierogi, kluski, zupy, bigos,placek drożdżowy.. a szczytem obrotności była rodzina na wsi. Z czasem pakowne zamrażarki mieszczuchów  wypełniały się  świńskimi tuszami. Furorę robiły: słonina,stópki ,boczek, salcesony i kiełbasa ze świniobicia... 
W barach mlecznych klientela w czapkach z bobra,w ortalionach i płaszczach w jodełkę, pierogi leniwe i mleko z kożuszkiem .
Szary tłum obywateli przemieszczał się tramwajami i autobusami. Przed sklepami stał w kolejkach po wszystko, a w Peweksach  pachniało i szeleścił  celofan.
Ludzie czuli się jak wieczni myśliwi , goniąc za towarem ,bo właśnie gdzieś tam coś"rzucili",  a po ulicach pomykały "Syreny" 

  *   Podstawówka i liceum Anny w  dużym mieście.... 
to szeroko otwarta furtka w dorosłość. Jeszcze ulegała pokusom i namowom, nie odróżniała dobra od zła, troch na oślep szukając swej tożsamości .
Jeszcze obojętna na krytykę czy wyrzuty sumienia, przyjmowała wersje, że wszystko się może zdarzyć, bo przecież świat jest większy niż obrazek w prostokącie okna jej pokoiku.
Nie znosiła naśladownictwa i powtarzalności.
Zaczynała się niekończąca się historia przeżyć i rozlicznych przypadków potarganych zmysłów. 
Zakochana nieszczęśliwie pytała siebie,"czy ta miłość jest taka słaba, czy ja za silna". Wtedy jeszcze myślała, że panuje nad swoim losem. Jeszcze nie wiedziała, że ludzie kochają i nienawidzą, że żyją sami z wyboru, choć płaczą po nocach z samotności, szukając zacisznego azylu w życiu codziennym, wyszlifowanym nawykami,
aby  potem uciekać do hałasu i szukać adrenaliny w konfliktach, co przechodzi w uzależnienie......
Mijały miesiące ..
W radiu przestały już królować Filipinki ,
nadchodziła era Anny Jantar. Perfekt, Maanam i bunt -  nadchodził rock....
Przebrzmiała już piosenka "Chłopak z gitarą byłby dla mnie parą ",
ale każda chciała takiego mieć...

Karol, kolega z liceum  na jakiś czas przewrócił jej świat . Nie brylowała na szkolnych zabawach , raczej skromna choć nie stojąca pod ścianą.. Włosy do pasa a la amerykańska hipi ,bez biustonosza i bez makijażu...Chodząca natura w dzierganym sweterku ,rzemyczki, ze sznurka torebka, pierścionek z cepelii. Czuła , że to  naśladownictwo , że zamiast siebie ..że to szybko minie, ale 
grała w kolory ,a kiedy go poznała bliżej to nawet bardziej.
On rok starszy, i wydawało się jej ,że świadomy siebie i świata,bo przecież potrafił ogolić głowę, by zaistnieć na szkolnym korytarzu no i umiał w Hendrixa , tak czarodziejsko szarpał strunami, Paganini prawie...
W czas wakacji wędrowali  z namiotem na plechach...On w trampkach, ona w tenisówkach. 
Nie znali gum, więc to musiało się zdarzyć. Już na studiach .
Urlop dziekański, dziecina i pieluchy z tetry na przydział. 
Pokoik u matki , Karol zrobił się nerwowy, bo to  jeszcze i dyplom do zrobienia, i kąt marny do spania...Anna nie marudziła ale spalała się od środka. Ojciec załatwił jej państwowa posadę, a matka zajęła się synem.Ruszali do przodu ,Wczasy, przedszkole,pensje regularne...Pocztówki do przyjaciółek...poczuła inny , cieplejszy wiatr...

      cdn




            cdn    * * * 


wtorek, 11 września 2018

2. Numer 2 ALINA


   

Alina...
 
Dzieckiem rumianym  i pyzatym była. 
W rodzinne niedziele, trzymając za rękę swego ojca, lubiła rozglądać się po kościelnych gzymsach . Ambona z amorkami , białe koronki szaty liturgicznej proboszcza, kielich pełen okrągłych płatków, kościelne dzwoneczki, echo kaszlu i głośne wycieranie nosów, stukanie obcasów. 
Dźwięki organów wodospadem spadały na wiernych, i akordami głośnymi jak pioruny z nieba budziły pokorę maluczkich. 
Zapach kadzidła z rozhuśtanego naczynia na łańcuszkach. Kościół-wielka świątynia monotonnych dźwięków, i zapachów, zapadł jej głęboko w pamięć. 
Jagody i mrówki w lesie, wielkie liście łopianu, zapach tataraku i 
jaśminu , irysy w grodzie , wszystko to do walizki zabrała.
Zaczynało się dla niej życie w mieście , odmierzane czasem zegarów,  no i pierwszych obowiązków .
Szkoła-kaligrafia, plastelina, pióro ze stalówką i kałamarz.
Zielona ławka  i  woźny w kitlu, z prawdziwym ,
mosiężnym dzwonkiem w ręku.
Akademie ku czci. 
Warkocze koleżanek
 i wstążki w gęstych  włosach. Klasa z napisem :"chemia i fizyka", gra w bierki  pod płotem boiska, i silny zapach potu na korytarzu, który zimą zamieniał się w sale gimnastyczną.
Przyszedł czas, by zrzucić  skrzydełka  elfa.
Umarła babcia, ta od dziadka Antoniego, którego wcale nie znała,
dwa lata później, zmarł ojciec. Musnęła dłonią po jego lodowatych rękach, 
i tak oto zaczęła dotykać prawdziwego życia, a ono dusiło jak amoniak, i na przemian. pachniało jaśminem.
Zaczynała zagarniać wszystko, i naiwnie dojrzewała, nie panując nad emocjami , z nosem do góry, rozpychając się.
Lekka na duchu i coraz bogatsza we wiedzę, chciwie doświadczała  
życia. Nie uznawała zakazów, ale brała wszystko, co trafiała na  drodze swych nastu lat. Było w niej dużo muzyki a broniła się tylko przed miłością, bo bała się zależności ,
uległości, niepewności, i utraty energii.
Nie była aniołem, ale wielu patrzyło na nią z zachwytem..bo swoboda i nieokiełznanie, i ten specjalny urok wiecznie uciekającej rusałki... jakby niedokończony obraz , który uwalniał fantazje . Była mieszanką bogobojnej zjawy i filozoficznej kochanki, choć erotyczne ciągoty pchały ją w objęcia mężczyzn ,uznawała je za przypadkowe i nie warte bardziej szczegółowej analizy, nie angażowała się  uczuciowego. Szukając "tego" i czekając, czuła  się wyjątkowa .Taki typ myślącej i zmysłowej Grymaselli , 
 raczej aktorka poszukująca, a z  czasem sama się w tym pogubiła. ale sto wątków źle odgrywanych,  wcale jej nie deprymowały, mijała je szybko bez osobistej cenzury i poprawek.
Poszła w grzech świadomie tyle się przecież naczytała , i po nocach nie spała, jakby na te grzeszną młodość czekała.
Wino, zapach jego skóry, smak pękniętych z rozkoszy ust, ucieczki nad ranem.
Plaża , drżenie, zimno i przebaczenie, i bieg po nowe w mokrym bikini . Piwo, placki z cukrem, wata na patyku i lody .
Jesień uspokojenie niepotrzebne przynosiła. Nienasycona, szukała nowych podniet w plenerach, w mężczyznach, nic stałego. Wszystko w biegu, jakby soczyste poziomki zbierała i wszystkie łapczywie zjadała. W tymczasowości, sensu życia szukając.
stworzyła swój teatr, zamaskowana w pomadkach, w cytatach , w prostych kreacjach, a wszystko pozorne, tymczasowo na wstrzymaniu, choć 
wiele rzeczy i ją zachwycało, to mało podniecało..
Pierwszy kochanek ,zero zazdrości, zero miłości, rok nieprzewidywanej usłużności.
  Naiwność niezamierzona, 
na wysokich obrotach i
obcasach 
Bratu urodził się syn,
Zaglądała do nich często, i
patrzyła z lekkim politowaniem na zmęczona bratową, ale i zazdrością, bo u nich było tak zwyczajnie, tak prawdziwie, tak sensownie.
Widać, nie była tylko Makową Panienką z Mercedesem. Krótkie były te wizyty , coś ją gnało dalej i dalej. Raczej milcząca .
 Jak nie kochanek, to wyspy z palmami, i okazywanie obojętności  w gestach, które uznawała za podstawę kontaktów wszelakich. Tajemniczość i widoczna chęć pełnego życia, kontrastowały w jej nieprzeciętnej osobowości...
Do przyjaciółek pisała regularnie długie listy. Tęskniła za tamtym światem, za tamtymi nadziejami , jak one wszystkie .
     



 c.d.n.  

  *wszystkie prawa zastrzeżone.


      



      


   


Dojrzałe lato.

 Mama, tata ,praca sąsiedzi, szkoła, szybko rośniesz. Jest już zielono, Wielkanoc się błyszczy, i wszystko na nowo zakwita, tak samo jak kie...